Chociaż Blue Monday za nami, to kolejne zimowe dni też potrafią nie napawać optymizmem. Dni są jeszcze krótkie, nieco szare, pogoda serwuje kolejne opady śniegu, motywacja do spełniania postanowień noworocznych topnieje, a w efekcie łapie nas zimowy blues. Jest jednak osoba, która swoim niepowtarzalnym humorem przepędziła jesienne smutki, a teraz przychodzi z receptą na przetrwanie pierwszych miesięcy w nowym roku w doskonałym nastroju.
Przeczytaj fragment „To tylko zimowy blues” Anny Chaber!
”
Minął znak wskazujący na jego dzielnicę i zjechał z obwodnicy. Pięć minut i już miał być w domu. Rozważał, czy zaparkować auto w wynajętym garażu, czy też odważyć się i zostawić je pod blokiem — po południu i tak musiał pojechać do jakiegoś sklepu otwartego w Nowy Rok, bo w lodówce zostało mu jedynie skwaśniałe mleko i jakaś zwiędła marchewka. Zdecydował się na parking pod domem, licząc, że pierwszego stycznia wszyscy złodzieje samochodów odsypiają. Wjechał w uliczkę, trzymając się dozwolonej prędkości, w głowie robiąc listę zakupów… Przed oczami pojawiły mu się czarne mroczki zmęczenia, a czaszka zaczęła łupać w rytm popowej piosenki, którą akurat puścili w radiu. Był prawie pewien, że nie przymknął oczu, no może trochę, na kilka milisekund… Nagle rozległ się huk petardy, a po dwóch sekundach czujniki parkowania zawyły. Daniel gwałtownie wcisnął pedał hamulca, bo przed maską zmaterializowała się zjawa w czerwonej kurtce.
***
Karolina przyciskała biodro do maski samochodu przez kilka upiornych sekund. Gdyby nie to, że trzymała drżącego Kąska, padłaby na ziemię i się rozpłakała. W końcu spojrzała przez szybę na twarz kierowcy, który zatrzymał się w ostatniej chwili. Mężczyzna wydawał się równie przerażony, jak ona, ale szybciej się otrząsnął. Wysiadł z samochodu.
— Cholera jasna! Nic pani nie jest?
Jego głos trochę ją otrzeźwił. Zlustrowała go wzrokiem — wracał z sylwestrowej imprezy, zdecydowanie. Karolina wciąż czuła, jak dygocze, mężczyzna naprzeciw również cały się trząsł. Przypominało to drgania ziemi przed erupcją wulkanu.
— Oszalał pan! Jeździć w takich warunkach bez świateł przeciwmgielnych?! — wydusiła w końcu ze złością. Przerażenie musiało znaleźć jakieś ujście, a przecież najlepiej było wyżyć się na kimś, kto prawie potrącił ją w Nowy Rok, potencjalnie fundując jej równie niebezpieczne dwanaście kolejnych miesięcy.
— To pani wtargnęła na jezdnię!
— Mój pies się wystraszył petardy i wyskoczył!
Dopiero teraz dostrzegł, że ściskała jakiś czarny kłębek w dłoniach. Daniel myślał, że to szalik, ale chyba z emocji go zamroczyło, bo ewidentnie trzymała przerażonego zwierzaka. — Gdzie on ma smycz, co?! Gdybym jechał szybciej…! Karolina w duchu przyznała mu rację i obiecała sobie, że już nigdy nie pozwoli Kąskowi na swobodne bieganie w trakcie spacerów w mieście. Przecież właśnie mogło dojść do tragedii.
— Och, dziękuję za respektowanie prędkości narzuconych na terenie osiedla! — odwarknęła w wojowniczym tonie, ale złość zaczęła z niej powoli uchodzić. Przyjrzała się mężczyźnie.
Był młody, chyba tylko nieco starszy od niej. Szara kurtka skrywała jego sylwetkę, ale wzrostem przewyższał ją o dobre dziesięć centymetrów. W świetle zimowego poranka ciężko było ocenić kolor jego włosów, ale widziała, że sterczą w nieładzie, jak gdyby ich właściciel wstał z łóżka i nie spojrzał nawet w lustro. „Hmm, w sumie ja też dziś rano nie spojrzałam” — pomyślała, zauważając, że jego ciemne oczy wyraźnie przyglądają się jej fryzurze.
„Cholerna artystka!” — myślał Daniel, bo dziewczyna tak wyglądała — lekko rozmazany makijaż na powiekach, pewnie z wczorajszej imprezy, włosy niechlujnie upięte w ciasny koczek na czubku głowy, co podkreślało jej wysokie kości policzkowe. Oczy miała chyba ciemne, ale tylko chyba, bo przez źrenice rozszerzone w mroku prawie nie było widać tęczówek.
Postanowił spuścić z tonu, bo sam nie był pewien, czy powinien był prowadzić i czy efekt wypalonej na sylwestrze marihuany nie utrzymywał się jednak w organizmie dłużej, niż przypuszczał. Grunt, że nic się nikomu nie stało, nawet czarnemu kundelkowi, który tulił się do kurtki dziewczyny, jak gdyby od tego zależało jego życie. Daniel wziął głęboki wdech i przy wydechu wypuścił z siebie obłoczek pary.
— Czuje się pani na siłach, by chodzić? Nie uszkodziłem biodra? — spytał w końcu tonem, którego używał przy pacjentach: suchym, rzeczowym.
Karolina otrząsnęła się i przyjrzała własnej nodze, którą wciąż przyciskała do srebrzystej maski. Odsunęła się gwałtownie, jakby auto parzyło.”