
Wchodząc do Georgie’s Pizza, nic nie czułam. Żadna część mojego mózgu ani ciała nie wiedziała, co tam się stanie. Nie miałam żadnych przeczuć. Włożyłam żółte kalosze i coś, co można opisać jako za duże dżinsy. Deszcz przykleił mi włosy do twarzy, bo w końcu przestałam je odgarniać do tyłu.
Nawet nie zauważyłam siedzącego tam Bena. Byłam tak zaabsorbowana próbą kupna pizzy. Gdy kasjerka powiedziała mi, że muszę poczekać jeszcze dziesięć minut, usiadłam na małej ławce przed lokalem i dopiero wtedy dostrzegłam jeszcze jedną osobę w tej samej sytuacji.
Moje serce ani drgnęło. Nie miałam pojęcia, że to jest „to”; że to „on”. Że to mężczyzna, o którym marzyłam, będąc dzieckiem, kiedy zastanawiałam się, jak będzie wyglądał mój mąż. Patrzyłam na twarz, o której myślałam przez całe życie, miałam ją na wyciągniecie ręki – i jej nie rozpoznałam. Jedyne, nad czym się zastanawiałam, to to, że pewnie dostanie swoją pizzę przede mną.
Był przystojny w sposób, który sugerował, że prawdopodobnie nie zdaje sobie z tego sprawy. Nie wysilał się, nie przejmo-wał się swoim wyglądem. Był wysoki i szczupły, miał szerokie ramiona i silne ręce. Jego dżinsy miały ten właściwy odcień błękitu, a koszula podkreślała szare refleksy w jego zielonych oczach. Brązowa czupryna wieńczyła obraz. Usiadłam obok niego i ponownie odgarnęłam włosy z czoła. Wyjęłam telefon, żeby sprawdzić maila i zająć się czymś w czasie oczekiwania.
– Cześć – powiedział. Całą sekundę zajęło mi zorientowanie się, że mówi do mnie. Poczułam się zaintrygowana.
– Cześć – odpowiedziałam. Wolałabym na tym zakończyć, ale nigdy nie radziłam sobie z ciszą. Musiałam ją czymś wypełnić. – Trzeba było jednak poczekać na dostawę.
– I stracić tyle atrakcji? – zapytał, wskazując kiczowate dekoracje udające styl włoski.
Roześmiałam się.
– Ładnie się śmiejesz – stwierdził.
– Oj, przestań – odparłam. Przysięgam, że matka uczyła mnie, jak przyjmować komplementy, ale ilekroć usłyszałam coś miłego pod swoim adresem, broniłam się przed tym jak przed ogniem. – To znaczy dziękuję. Tak powinnam powiedzieć. Dziękuję.
Zauważyłam, że nieświadomie przesunęłam się w jego stronę. Czytałam mnóstwo artykułów na temat mowy ciała i źrenic rozszerzających się, kiedy ludzie na siebie lecą, ale gdy znajdowałam się w sytuacji, gdy ta wiedza mogłaby mi się naprawdę przydać (Czy ma powiększone źrenice? Czy mu się podobam?), byłam zbyt roztargniona, by to wykorzystać.
– Nie, powinnaś raczej odpłacić mi komplementem – powiedział z uśmiechem. – Żebym wiedział, na czym stoję.
– Aha – odezwałam się. – Cóż, niewiele się dowiesz, jeśli teraz usłyszysz ode mnie jakiś komplement, prawda? I tak będziesz wiedział, że mówię go tylko dlatego, że poprosiłeś…
– Uwierz mi, rozpoznam.
– Dobrze – odparłam i zmierzyłam go z góry na dół. Gapi-łam się na niego, podczas gdy on wyprostował nogi i uniósł głowę. Ściągnął ramiona i wypiął pierś. Zwróciłam uwagę na zarost na jego policzkach i na to, że był przystojny w taki naturalny, niewymuszony sposób. Mój wzrok padł na jego ręce. Chciałam powiedzieć: „Masz ładne dłonie”, ale nie zdobyłam się na to. Rozegrałam to bezpiecznie.
– No i? – spytał.