Aktualności
Jak swoje debiuty wspominają pisarki obyczajowe?
23.04.2020

Jak swoje debiuty wspominają pisarki obyczajowe?

 

Z okazji Światowego Dnia Książki i Praw Autorskich mamy dla Was coś wyjątkowego. O swoich debiutach, związanych z nimi uczuciach i historiach opowiadają Wasze ulubione pisarki obyczajowe.

 

Co czuła Agata Przybyłek, gdy po raz pierwszy zobaczyła swoje imię i nazwisko na okładce?

„Debiutowałam 1 lipca 2015 – w tym roku będzie 5 lat  i zamierzam świętować <3 Pamiętam, że byłam tamtego dnia bardzo podekscytowana, zwłaszcza, że dzień wcześniej dotarły do mnie egzemplarze autorskie – dosłownie do łóżka. To były wakacje, spędzałam je u rodziców, a kurier przyjechał parę minut po ósmej. Jeszcze spałam, gdy mama przyniosła mi paczkę książek do łóżka i to była wielka euforia gdy zobaczyłam swoje imię i nazwisko na okładce 🙂 W dniu debiutu odpowiadałam za to na mnóstwo pytań podczas czatu online na profilu jakiejś strony książkowej i pamiętam, że to był bardzo upalny dzień, niemal się gotowałam w swoim pokoju na poddaszu u rodziców siedząc z laptopem na kolanach, ale mimo tego byłam przeszczęśliwa. To był piękny czas i zawsze dobrze go wspominam. ”

 

O swoim debiucie opowiedziała nam również Sylwia Trojanowska.

„Mój debiut literacki związany jest z konkursem na sztukę teatralną. Napisałam komedię o przesympatycznej, acz zakompleksionej Kaśce Lasce, mierzącej się z niedoskonałościami własnego ciała, złośliwością ludzi i przeciwnościami losu. Konkursu nie wygrałam, ale za to, po namowach siostry, postanowiłam napisać na podstawie sztuki pełnowymiarową powieść, a ta w niecały rok później była już wydana pod tytułem „Szkoła latania”. Do dziś powieść ta zyskuje nowych czytelników.”

 

A jak swoje pisarskie początki wspomina Agnieszka Lis?

„Moje pisanie rozpoczęło się kiedy miałam pięć lat.

Absurdalne? Wcale nie 😉

Pokłóciłam się na podwórku z koleżanką. Straszne, wiem. Nie należy się kłócić, ale wtedy o tym nie wiedziałam. Wróciłam do domu wściekła, tak jak potrafi być zła pięciolatka. Dziś nie pamiętam przedmiotu sporu, nie był, oczywiście, istotny. Doskonale jednak pamiętam, że w tej złości chwyciłam długopis i „wypisałam” swoje emocje. Raczej kulfonami i skrótami myślowymi, jak to pięciolatka, ale… i tu jest najważniejsza część. Zostało we mnie uczucie, że pisanie pomaga. Bowiem właśnie wtedy, po napisaniu tych kilku zdań, poczułam się nagle lepiej! Odkryłam terapeutyczne możliwości pisania, choć, oczywiście, nie umiałam tego nazwać.

Potem, przez wiele lat, prawie nie pisałam. Jestem, o czym wiele razy mówiłam, pianistką. Skończyłam Akademią Muzyczną, pracuję jako nauczyciel gry na fortepianie w szkole muzycznej. Przez całe dzieciństwo i młodość siedziałam przy instrumencie, na nic innego nie miałam czasu.  Pisałam wypracowania, dostawałam za nie piątki z plusem (szóstek wtedy nie było, jestem TAK stara), ale nie pisałam nic więcej.

Do pisania wróciłam, ku mojemu własnemu zdumieniu, kiedy byłam w ciąży. Musiałam zostać w domu. Choć udawałam, szczególnie w pracy, że wszystko jest okej, czułam się fatalnie.  I, siedząc w domu, po prostu położyłam komputer na kolanach…

Pierwsza powieść, którą napisałam, do niczego się nadawała. Jestem dozgonnie wdzięczna mojemu przyjacielowi, który był pierwszym czytelnikiem. Oddał mi rękopis bez słowa komentarza. Dziś przypuszczam, że gdyby wtedy powiedział co myśli, dzisiaj bym nie pisała w ogóle 😉 Jednak ta powieść bardzo wiele mnie nauczyła. I drugą napisałam już bardziej świadomie, omijając debiutanckie rafy, a przynajmniej wiele z nich.

I tutaj przechodzimy do drukowanego debiutu… i sprawa się komplikuje. Bo pierwszej powieści nie wydałam nigdy i jej nie wydam. Jako pierwsza ukazała się trzecia napisana przez mnie powieść, czyli Jutro będzie normalnie. Potem dopiero ukazała się druga, czyli Samotność we dwoje. Wiąże się z nią pewne wydarzenie, którym się podzielę, bo może Wam się przyda.

Mój debiut powieściowy był wynikiem wygranej w konkursie. Jutro będzie normalnie dobrze się sprzedało i pani redaktor z wydawnictwa zapytała mnie, czy „mam coś jeszcze”. Miałam, przecież w szufladzie czekała Samotność we dwoje! Wysłałam więc. Po kilku dniach zadzwoniła zakłopotana pani redaktor i powiedziała zmieszana: Pani Agnieszko, ale ja już ten tekst czytałam… odpowiedziałam wtedy, zgodnie z prawdą: Tak, odrzuciła ją Pani dwa lata temu.

Aha – odpowiedziała ukontentowana. – Ale teraz biorę.

Na zakończenie chciałabym Wam powiedzieć, że pisanie to było moje marzenie. Wciąż jest, ale przez lata się go wstydziłam. Aż w końcu odważyłam się, choć nie było to łatwe. Pamiętajcie: marzenia się nie spełniają. MARZENIA SIĘ SPEŁNIA.”

Wkrótce pojawi się druga część opowieści o pisarskich debiutach naszych pisarzy obyczajowych. Bądźcie czujni 🙂