Patrząc na mapę w górę i lekko w prawo od wysp brytyjskich zauważylibyście kilka drobnych kropek. Pewnie pomyślelibyście, że to brud i próbowali go zetrzeć palcem. A jeśli nie brud, to może niedoskonałość drukarska. Jednak, gdybyście przyjrzeli się bliżej, okazałoby się, że to wcale nie żaden błąd, a prawdziwe, istniejące wyspy. Szetlandy! Miejsce, które Robert Louis Stephenson nazwał przeklętym, a Ann Cleeves postanowiła umieścić w nim akcję aż ośmiu swoich książek.
Długo przed tym jak przodkowie Jimmy’ego Pereza – głównego bohatera serii szetlandzkiej – przypadkowo przybyli na wyspy, były one zamieszkiwane przez plemiona Piktów, chrystianizowane przez irlandzkich mnichów, a później napadane przez groźnych Wikingów. Ta burzliwa historia spowodowała, że aż do XX wieku Szetlandy łączyły w sobie kulturę i folklor angielski ze skandynawskim. Te wpływy widoczne są również na fladze – biel i niebieski pochodzą z flagi Szkocji, a krzyż skandynawski podkreśla związki z dawnymi norweskimi władcami tych ziem.
Wyspy szetlandzkie zamieszkuje nie więcej ludzi niż Wieliczkę, Sandomierz czy Kluczbork – około 23 tysięcy. Jak mówią sami mieszkańcy – tworzą doskonałe zgraną i harmonijną społeczność. Nie brakuje tam samotników – ludzi, którzy sami hodują owce, owczarki czy obserwują ptaki. Również Jimmy Perez jest samotnikiem, któremu trochę brakuje pewności siebie. A mała społeczność wysp szetlandzkich sprawia, że to idealne miejsce na kryminał i zaaranżowanie zbrodni.
Szetlandy są też miejscem, gdzie na życie mieszkańców ogromny wpływ ma zmienna pogoda – przeważnie jest zimno, mgliście, wietrznie. Ale tak piękna pogoda występuje tylko wtedy, kiedy nie padają akurat ulewne deszcze!
Jeśli więc chcecie poczuć chłód Oceanu Arktycznego, zimny północny wiatr, doświadczyć życia i zbrodni małej społeczności, a jednocześnie poznać detektywa-samotnika, który ciągle nie czuje się „tutejszy”, mimo, że tu się urodził, musicie zajrzeć na Szetlandy w kryminalnej serii Ann Cleeves!
Szymon Langowski
