Najgłośniejszy kryminalny debiut roku to coś więcej niż cwana gra słów zespołu marketingowców – to efekt wielu lat pracy, dogłębnego researchu, wyczulonego reporterskiego oka autorki i historii, która po prostu domagała się tego, by ją opowiedzieć.
Jak rodzi się zło? Co sprawia, że człowiek rozwija w sobie mordercze instynkty?
Izabela Janiszewska, która przez lata pracowała jako reporterka i zbierała ludzkie historie, podeszła do tego zadania z niebywałym zaangażowaniem. Opisała historię człowieka, którego całe życie i wszystkie ważne relacje w życiu sprawiły, że praktycznie nie mógł podążyć inną ścieżką. Bohaterowie i bohaterki „Wrzasku” są ludźmi poranionymi, zagubionymi i w zdecydowanej większości jest im bardzo daleko do ideału. Janiszewska skrupulatnie zaludniła swój świat postaciami niejednoznacznymi, w towarzystwie których czujemy się jak wśród swoich.
Larysa Luboń i Bruno Wilczyński mają ze sobą niewiele wspólnego i na pierwszy rzut oka połączenie ich w parę przypomina dolanie oliwy do ognia. Ich relacja ma w sobie tyle chemii, że będziecie uwielbiać ich od pierwszych stron, a oni sami z łatwością mogliby obdzielić charakterem kilkadziesiąt innych książek. Łączy ich jednak to, co w przypadku tej sprawy kryminalnej najważniejsze: absolutna determinacja, całkowite oddanie pracy i wyjątkowe umiejętności, które sprawiają, że choć nie są najłatwiejsi we współpracy, podziwianie ich w akcji to czysta przyjemność.
Tym bardziej kiedy przychodzi do portretu psychologicznego antagonisty, dostajemy coś zupełnie niebywałego. Przeciwnika ze wszech miar godnego, postać z krwi i kości. Jest to bowiem tak wiarygodnie zbudowany i tak okaleczony przez życie, że okrucieństwa, których się dopuszcza, stają się w pewnym sensie formą rozgrzeszenia.
Nie zdziwię się, jeśli to nie ofiarom i nie śledczym będziecie w tym starciu współczuli najmocniej, tylko właśnie jemu.
Przynajmniej do czasu.
AT