O konsekwencjach zbrodni, winy i kary, tajemnicach i mroku tkwiących w ludziach oraz o tym, jak pisać o zbrodni i śmierci i pozostać szczęśliwym człowiekiem, opowiada nam Przemysław Żarski, autor „Śladu”.
Główny bohater „Śladu” Robert Kreft jest komisarzem wydziału kryminalnego. Co jeszcze może Pan nam o nim opowiedzieć?
Kreft różni się od śledczych spotykanych na kartach literatury pod wieloma względami. Nie ma nałogów, nie rzuca mięsem i nie wyżywa się na swoich współpracownikach i bliskich. Ma za to pasję, którą jest rysowanie i lektura komiksów, oraz bagaż doświadczeń, związanych z samobójczą śmiercią matki i intrygującą przeszłością. Kreft stara się ułożyć sobie życie, a ja starałem się nie udziwniać go na siłę. Jest normalnym człowiekiem, z normalnymi problemami i wyzwaniami zawodowymi, popełnia błędy, bywa uparty, a ja próbuję podążać krok w krok za nim. Obserwuję go i zastanawiam się, co zrobiłby w danej sytuacji. To inspirujące.
Czy konsultuje Pan wątki kryminalne poruszane w powieściach ze specjalistami?
Nie chciałbym, żeby moje książki były traktowane jak podręczniki dotyczące pracy śledczych, od tego mamy fachową literaturę, reportaże. Z drugiej strony staram się trzymać realiów. Oczywiście konsultuję pewne wątki, jednak zawsze na zasadzie sytuacji otwartej: co by było gdyby albo jak zrobić, by coś uwiarygodnić. Interesują mnie sytuacje, nie detale. Nie wyobrażam sobie sztywnego trzymania się policyjnych procedur, książka musi mieć swoje tempo, nie może czytelnika znużyć. Zmieniam więc miejsca, dodaję policjantom windę lub aneks kuchenny, mimo że w budynku komendy ich nie ma. Myślę, że z korzyścią dla fabuły.
Czy zna Pan przepis na to, jak pisać o zbrodni i śmierci, a jednocześnie pozostać szczęśliwym człowiekiem?
Literacka fikcja i rzeczywistość to dla mnie dwie zupełnie różne sfery życia. Prywatnie jestem bardzo spokojnym człowiekiem, pozbawionym agresji. Intryguje mnie ludzka skłonność do popełniania przestępstw, przemocy, przekraczania granic, ale nie skupiam się na samej zbrodni, tylko na aspektach psychologicznych. Interesują mnie konsekwencje zbrodni, winy, kary. Dlatego nie zamierzam pisać bardzo krwawych kryminałów, tajemnica i mrok tkwiący w człowieku są znacznie ciekawsze. Chcę zaskakiwać czytelników, skłaniać ich do refleksji.
Czy prawdziwe zbrodnie inspirują Pana do pisania powieści kryminalnych?
Nie. Staram się nie inspirować ani prawdziwymi zbrodniami, ani tymi stworzonymi na kartach powieści. Możliwe, że dzieje się to nieco podświadomie, w końcu każdy z nas słyszał o sprawach i zdarzeniach, które wydarzyły się w rzeczywistości, na które żaden autor pewnie by nie wpadł. Największą wartością kryminału nie jest moim zdaniem epatowanie zbrodnią, ale wspomniane konsekwencje, do których owa zbrodnia prowadzi. Mocno wierzę w to, że prawda zwycięża i choć dobro nie zawsze triumfuje, to ślad zostaje w każdym z nas.
Najpierw książka czy film?
Zawsze książka. Wydaje mi się, że na bazie powieści powstają najciekawsze ekranizacje. Często oglądamy film lub serial i nie wiemy nawet, że został zrealizowany na podstawie książki. Rzadko jednak film dorównuje słowu pisanemu, szczególnie w warstwie emocjonalnej, to jednak inny sposób przekazu, często inny odbiorca. Oczywiście są wyjątki, czego przykładem jest choćby znakomita ekranizacja opowiadania Stephena Kinga, „Skazani na Shawshank”. Uważam, że „Ślad” ma potencjał w tym zakresie; pisząc myślę obrazami, ta historia ma odpowiedni klimat i tempo, by móc zaistnieć na szklanym ekranie.